Podróż w odcinkach: Japonia (4) czyli Wu wśród Wiśni


Weekendowa wycieczka do prefektury Nagano


Tegoż pięknego dniamieliśmy zaplanowaną wycieczkę do prefektury Nagano - w odwiedziny do rodziny. Bilet został zakupiony dnia poprzedniego przez Internet i dzisiaj w drodze na dworzec (czy to był dworzec?) mieliśmy sobie go odebrać w sklepie spożywczym (stoją takie komputerki, się wstukuje dane, płaci i się dostaje bilety). Nie, nie mam zdjęcia. ;P


Rano… dostałam kawę. Rano, czyli po 7:00, bo o tej godzinie obudził mnie i Lubego młynek do kawy zza przesuwanych drzwi. Nie, nie byłam z tego powodu szczęśliwa. No, ale cóż. Piątek był, a Brat zbierał się do pracy.


Kawa w Tokio podana w kubku z Bolesławca:




Najpierw jednak śniadanie. Na śniadanie dostałam Natto na ryżu czyli sfermentowane ziarna soi na ryżu. Wielkie napięcie panowało gdy przygotowywałam się do pierwszego kęsa. Czemu? Bo natto jest znane z tego, że śmierdzi i dziwnie smakuje. Sporo obcokrajowców (podobno) ucieka od niego z krzykiem. A ja nie uciekłam. Zjadłam. Chłopcy byli zawiedzeni, że nie zaczęłam krzyczeć, skakać, biegać i błagać o pomoc. Później okazali mi szacunek… he he

Moje śniadaniowe Natto:



W drodze na autobus podziwiałam sobie kwiatki na ulicach:




Kupiliśmy onigiri jako prowiant (4h jazdy):




I do metra. Na tej stacji były bajeranckie „płotki” z furtkami, które się same otwierały jak już pociąg stał we właściwym miejscu. Nasz cel: Shinjuku.



Autobus, jak widać na załączonym obrazku, jest nowoczesny. Był też super wygodny. Miejsca na nogi dużo, a siedzeń mało, toaleta na poziomie siedzeń, na samym końcu, a nie tak jak u nas, że trzeba schodzić stromymi schodkami w dół i uważać aby nie zginąć. Poza tym całkiem spora – porównuje ją z tymi z Polskiego Busa…. (nienawidzę tych toalet, są masakrycznie małe, ciasne i za niskie dla mnie). Poza tym autobus, co chwila mówi o stacjach.





Mapa z google maps. Różowe pinezki - byłam, fioletowa to góra Fuji (na dole). Pinezki różowe to kolejno: Shinjuku w Tokio, Matsumoto, Nagano, Świątynia Togakushi i jezioro Tagami ;)

Gdzieś po drodze mieliśmy postój – 12 minut. Tak. Pan kierowca super precyzyjnie obliczył czas, podał taki i o takiej godzinie jak zapowiedział, odjechał. Nikt się nie spóźnił, nikt się (prócz mnie nie dziwił – no dobra, Luby się śmiał).

Przerwa na kawę przy budce do palenia:




W końcu dojechaliśmy do Matsumoto. Jest to miasto, które ma ok 244 000 mieszkańców i słynny zamek.

Dlatego, że Nagano jest chłodniejsze niż Tokio, wiśnie zaczynały dopiero kwitnąć więc mogłam popodziwiać sobie Sakurę:



Zanim jednak poszliśmy oglądać zamek trzeba było zostawić tobołki w szafeczkach na monety i oczywiście iść jeść. Luby wybrał coś w rodzaju baru. Pozostali goście – sami mężczyźni. Pytam się, o co chodzi…? A no o to, że to miejsce jest przeznaczone do jedzenia szybko i siedzenia krótko…, a w takich miejscach kobietom nie wypada. Widać Luby uznał… hm..





To było mięso na ryżu i warzywa.  ;P


Zamek ten zwany jest Zamkiem Kruków, bo ma czarne ściany. Zbudowano go w 1504 roku i używano do 1868. Zamek jest uznany za narodowy skarb Japonii (nie ma się co dziwić) i więcej info tu





parzą herbatę :)

Przy zamku, wieczorem, odbywał się festiwal sakurowy. Piknie, tylko, że zrobiło się strasznie zimno i…zaczął prószyć śnieg. W drodze spowrotem na dworzec zaszliśmy sobie jeszcze do centrum handlowego i w Muji dokonałam zakupu pudełka na soczewki kontaktowe – wiem, super ważna informacja. Plusem tego pudełeczka jest to, że działa nadal bez zarzutu natomiast, to które byłam kupiłam w Polsce niedługo przed wyjazdem... przeciekło w samolocie i miałam problem. Muji jest ogółem bardzo fajne tylko trochę drogie. W Warszawie W Arkadii też jest jakby ktoś coś. Strona

Luby w Muji:


W końcu zebraliśmy manatki i poszliśmy łapać pociąg do miasta Lubego. W pociągu tłok był spory i musieliśmy stać (około 40-50 min).  Jak dotarliśmy to zaczęło śnieżyć na całego. W domu zostałam przez Rodziców i Dziadka ugoszczona, zjedliśmy kolację, wypiliśmy  kilka toastów i poszliśmy spać – my w pokoju gościnnym, który wyglądał tradycyjnie (futon, przesuwane drzwi z „szybkami” z papieru ryżowego, na ziemi tatami). Mniej więcej tak:

Zdjęcie jest stąd: źródło/source , a ja nie zrobiłam, bo zapomniałam. ;D


prefektura Nagano - dzień drugi

W nocy słabo spałam, bo raz, że nadal miałam jet lag, a dwa, że było zimno jak jasna cholera (w nocy temperatura dość mocno spadła, a ogrzewania niet, bo to już nie zima… nikt nie ogarniał, że mi tak zimno). No ale jak się w końcu wyspałam (wstałam późno) to pojechaliśmy w czwórkę na wycieczkę do stolicy prefektury czyli do Nagano. Po drodze podziwialiśmy widoki, odwiedziliśmy świątynię i.. oczywiście zjedliśmy lancz i lancz nr 2 i kolację. ;)


Pierwszy punkt programu: skocznie narciarskie z olimpiady zimowej z roku 1998. :)



Po drodze:



Zanim ruszyliśmy w pieszy spacer przez las i w śniegu (tak… w śniegu) to stwierdzono, że należy zjeść sobę (mkaron z mąki gryczanej). Soba jest tu wytwarzana stąd oczywiste, że musiałam zjeść.

Luby: Masz uczulenie na sobę?
Ja: Eeee nie wiem?
Luby: Aha…
Ja: A czemu?
Luby: Bo dużo obcokrajowców ma….
Ja: Eee
Luby: To jedz… zobaczymy.
Ja: :>

Nie mam uczulenia na sobę. ;) Dobra była.


soba
Elementy świątyni Togakushi w lesie:


Broni wejścia.




Świątynia Togakushi składa się że świątyni dolnej, średniej i wyższej i są usytuowane w górskim w lesie.

Wieś Togakushi była dawniej znana jako wies Togakure, którą niektórzy uważają za miejsce narodzin szkoły ninjutsu (w sensie, że Ninja) - Togakure Ryu Ninpi. Togakure lub Toh Gakure oznacza „ukrywające drzwi“ i odnosi się do drzwi zasłaniających jaskinię... ważną w mitologii japońskiej. Mianowicie bogini słońca Amaterasu-ōmikami schowała się w jednej z jaskiń po tym jak jej brat narozrabiał i doba podzieliła się na dzień i noc. (jak ktoś coś to tu)

Po spacerku ruszyliśmy dalej w górę samochodem (ja i Luby zapadliśmy w drzemkę) i dotarliśmy nad jezioro, które można nazwać Morskim Okiem. ;P Było strasznie zimno… Jezioro Kagami-ike jest ukryte i mało znane – na tyle mało, że i Luby i jego Mama nie byli tam jeszcze, a to ich strony rodzinne.

te góry, co tam wystają nie są nieskie tylko to są szczyty... ;)

Stamtąd pojechaliśmy już prosto do Nagano. Miasto to leży sobie w dolinie - otoczone szczelnie górami. Wg japońskiej Wikipedii  ma 379,149 mieszkańców.


sakura na parkingu

Buddyjska świątynia Zenkoji powstała w 642 r., a wokół niej wybudowano miasto Nagano. Świątynia ta wzniesiona została zanim Buddyzm podzielił się w Japonii na odłamy. Formalnie więc teraz należy do dwóch szkół: Tendai and Jōdoshū. Główny pomnik Buddy jest hibutsu czyli ukryty przed ludźmi. Tego posągu nie ogląda nikt, nawet kapłani.



Lampiony nad wejściem do świątyni Zenkoji.



Złe wróżby przed świątynią Zenkoji (później są palone przez kapłanów).

Po wycieczce, nadal w Nagano, poszliśmy na kolację. Kolacja była dłuuuga i składała się z wielu potraw m.in. z soby, sashimi i sushi i ume-chan (to moja nazwa i do tego jeszcze wrócę kiedyś później ;).


Sushi w Nagano.



prefektura Nagano - dzień trzeci

Dnia ostatniego byliśmy sobie w mieście Lubego, poszliśmy na spacer:

Torii (jap. 鳥居 dosł. miejsce dla ptaków, grzęda) – brama o charakterystycznym kształcie, prowadząca do chramów i miejsc świętych shintō (w shintō ptaki są uważane za posłańców bogów).

Zjedliśmy w domu lunch:

lunch w domu; od lewej: świersze (tak, jadłam), soba, omlet z jajka, fasola i znowu soba.

I pojechaliśmy w góry! Na górze obok miasta jest sobie świątynia, jest punkt widokowy i jest buddyjski gong, którym się dzwoni 108 razy na Nowy Rok. Ja oczywiście też musiałam rąbnąć! Strasznie głośno!





W drodze powrotnej autobusem do Tokio (też był postój na onigiri i siusiu) utknęliśmy w korku na autostradzie…:




A w Japonii autostradą można jechać tylko 80km/h (przynajmniej na tej tak było) i spotykaliśmy co jakiś czas wóz, który z prędkością przepisową jechał i przez głośnik przypominał o przepisowej i ostrożnej jeździe.

c.d.n.


Wu wśród Wiśni: 12345678910111213



 
dziękuję za wypowiedź

all rights reserved :) ®
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Komentarze

  1. Fajnie, fajnie, aż zgłodniałem. Szkoda, że nie jest bliżej, ale może to i dobrze... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda, że nie da się tam dojechać szybko i po ziemi ;P

      Usuń
  2. No, właśnie Nagano kojarzyło mi się ze skokami narciarskimi przede wszystkim.
    Aaa i cudne wiśnie! Podziwiam za natto - ja z tych - jak to nazwałaś'krzyczących i uciekających', ale bez przesady - nie krzyczę i uciekam. Nie mój smak. Soba ok, ale wolę udon : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jadłam jakiś udon...,ale tego jest tyle, że już nie wiem jaki XD ale dobre było, fakt. :)

      Usuń
  3. Nie byłbym chyba w stanie wyspać się na tatami, dobrze, że w Arabii mam normalne łóżko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na tatami leży jeszcze futon, ale z jego miękkością różnie bywa. w tokio leżał na panelach więc było twardziej. ;P też wolę łóżko!

      Usuń
  4. ...ależ to urokliwe miejsce, ta Japonia! :D
    Jestem zachwycona zdjęciami i relacjami, a co dopiero musi być 'na żywca'...

    OdpowiedzUsuń
  5. dziękuję, że z każdym postem przybliżasz mi ten świat! :)
    jak smakowały świerszcze? ja bym chyba się nie odważyła.

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczęściara - byłam 3 razy w Japonii i nigdy w sakury... :(

    To mięsko na ryżu, o ile pamiętam nazywa się (od krowy) gyudon - to jedno z moich ulubionych japońskich dań (i mam gdzieś, czy babkom pasuje siedzieć w tych barach, czy nie).

    Nagano jest słynne z Soby. Każdy Japończyk zapytany o sobę powie, że najlepsza w Japonii, to ta z Nagano.
    Ale uczulenie na sobę? Pierwsze słyszę. Raczej odwrotnie - grykę mogą jeść nawet ci, co nie tolerują glutenu, czyli normalnej pszennej mąki. Inna sprawa, że gajdzini, nie tylko w Japonii, jak czegoś lokalnego nie chcę jeść, to twierdzą, że są na to uczuleni.

    A widoki - piękne!
    Pozdrawiam, Asia

    P.S. Muji jest teraz w Warszawie jedno, w oddzielnym salonie, na ul. Mysiej (blisko ronda z Palmą).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego, że jest taka słynna tam, stwierdziłam, że zjem i najwyżej (mam nadzieję) mnie uratują :D

      A o Muji wiem, byłam w tym w Wawie zanim zwiedziłam kilka w Japonii. :)

      Usuń
  7. Dziękuję za tego linka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania! <3 (Maniacy gramatyczni, reklamy, czytanie bez zrozumienia i hejty nie są mile widziane. :)