*
W
mieszkaniu Brata nie było, bo był w pracy. Pracuje w iście japońskim stylu –
długo. A po pracy? Siedzi w bibliotece i się dokształca… codziennie… i w
weekendy… i w święta. Podziwiam Go za zapał.
*
OK! Czas
coś zjeść.
W drodze ze stacji kupiliśmy sobie kilka onigiri. Lubię onigiri. Onigiri jest zrobione z ryżu, czasami zawiniętego w nori; kształt ma trójkąta lub pulpeta; nadziewane różnymi rzeczami, np. Śliwką, łososiem, tuńczykiem itd.
W drodze ze stacji kupiliśmy sobie kilka onigiri. Lubię onigiri. Onigiri jest zrobione z ryżu, czasami zawiniętego w nori; kształt ma trójkąta lub pulpeta; nadziewane różnymi rzeczami, np. Śliwką, łososiem, tuńczykiem itd.
No to
cóż… jedzenie, prysznic, podłączenie się do prądu – takie coś się przydaje, bo
w Japonii inne gniazdka:
podłączenie
się do wifi, skype… i drzemka. Byłam tak padnięta, że od wyjścia z lotniska nie
zrobiłam żadnych zdjęć…
*
Po tych
wszystkich zabiegach przywracania się do życia, pod wieczór udaliśmy się na
zewnątrz w celu przeprowadzenia konsumpcji czegoś ciepłego no i pierwszego spaceru.
Zostałam
porażona nagłym przypływem energii i chęci łażenia, oglądania i zwiedzania z
czego Luby zadowolony nie był. Mnie ogarnęło coś w stylu: nie marnujmy czasu!
On miał ochotę się najeść i wrócić na futon… Futon to taki materac składany, który na noc się
rozkłada i na nim śpi.
Jednakże
nasz plan (Jego pomysł, nie mój buhahaha) na ten wieczór został stworzony
jeszcze w domu w Polsce i upierałam się przy jego realizacji… szczególnie, że
kolejnego dnia mieliśmy jechać na 3 dni do prefektury Nagano.
Noooo to
najpierw jedzonko. W restauracji standardowo podali nam od razu zimną (baaardzo
zimną) wodę i menu. Dobrze wiedziałam, co będę jeść…
Moim
pierwszym oficjalnym posiłkiem w Japonii było (fanfary!) Tonkatsu.
tonkatsu ;) |
Jest to wieprzowy
panierowany kotlet smażony na głębokim tłuszczu. Dostałam go z poszatkowaną
kapuchą, zupą z misia (Miso) i sosem. Zupa z misia wg Wikipedii:
Miso-shiru – tradycyjna japońska zupa,
spożywana w Japonii praktycznie codziennie jako dodatek do posiłków (również na
śniadanie). Sporządzana jest na bazie "dashi" z dodatkiem pasty
sojowej zwanej miso oraz wielu innych składników, zależnie od regionu
i osobistych upodobań. Szczególnie często dodaje się tofu, ryby oraz
wodorosty wakame. Według tradycji japońskiej te dodatkowe składniki zupy
powinny odzwierciedlać aktualną porę roku, wykorzystuje się więc sezonowe
warzywa i ryby. (źródło)
Ja tam za
tą zupą nie przepadam. Dawali, to piłam, ale przeważnie tylko część, a resztę
dostawał Luby. ;) Przyjmował to z radością.
Jak się
dzieci najadły to pochodziły jeszcze trochę po ulicach aż doszły do stacji
metra. Po chwili przyjechał pociąg i zabrał nas do Shinjuku.
Metro
miłym głosem kobiecym informuje co chwila, jaka stacja, jaka linia i na jaką
się można przesiąść – po japońsku i po angielsku.
Tsugi no teisya eki wa, Shinjuku, Shinjuku desu...
The next station is… Shinjuku, Shinjuku. You can
swich your train here for x line, y line and z line…
Nazwy
stacji są powtarzane co chwila i są też oczywiście na ścianach wypisane
wszystkie kolejne przystanki. Później, bardzo często zdarzało się, że po
wejściu do wagonu, jeśli mieliśmy siedzące miejsca, Luby szybko liczył stacje,
wbijał mi do głowy nazwę naszej po czym zasypiał, a ja w roli strażnika
słuchałam potulnie, co tam metro do mnie mówi.
Tokijczycy
w metrze głównie dłubią w smartfonach (często czytają ebooki – podejrzałam lub
przeglądają np. facebooka) lub śpią. Czasem czytają coś papierowego lub
odrabiają zadania domowe. Oczywiście jak mają z kim to rozmawiają…, ale jednak
rzadko zdarza się, że pracownicy jakiejś firmy czy znajomi ze szkoły mieszkają
na jednej ulicy czy też w jednej dzielnicy… A skoro jadą sami, to nie
rozmawiają… (Nie pamiętam gdzie, ale jakiś czas temu był artykuł, że Japończycy
są uzależnieni od telefonów, w ogóle ze sobą nie rozmawiają tylko cały czas
patrzą w ekraniki. To bzdura jest.) ;)
Shinjuku
ukazało mi się takie:
Naszym
celem był budynek Tokyo Metropolitan
Government Office (TMG) czyli Ratusz Tokio, z którego można podziwiać panoramę
miasta za darmo. Punkt widokowy mieści na czterdziestym drugim piętrze czyli na
dwieście drugim metrze. :)
Budynek w
dzień wygląda tak:
źródło |
A widok
tak:
Tokyo Tower widać na środku ;) |
Na tym
piętrze ratusza są też sklepiki z pamiątkami i kawiarnia. Spędziliśmy tam sporo
czasu obserwując ludzi i przylepiając nosy do każdego okna.
W końcu
(dochodziła 21:00) zjechaliśmy na dół i ruszyliśmy dalej. Luby wymyślił, że
naszym celem będzie Kabukicho w
Shinjuku (za chwilę ;P). Po drodze zrobiłam zdjęcie wesołej i wyglądające na
zakochaną pary, która trzymała się za ręce i szła tanecznym krokiem. Widać
było, że bardzo cieszą się ze spędzanego razem czasu. Słodkie. :)
Nie obył się też nasz spacer bez dwóch przystanków.
Pierwszy był w salonie Pachinko. Chciałam zobaczyć – tak... no to Luby zasiadł
do gry, a ja obok..., ale po 2 minutach miałam dość: dymu papierosowego,
nieprawdopodobnego huku, dzwonienia, stukania, krzyczenia (maszyny gadają),
muzyki i migających różnokolorowych światełek. Wytrzymałam 10 min.
Zdjęcia krzywe, bo mi nie kazali robić:
Ostatni punkt programu to wspomniane Kabukicho.
Jest to część Shinjuku, w której znajdują się Host Cluby i Hostess Cluby, sex
shopy, sex biznes, nocne kluby itd. Część ta nazywana bywa podobno „Bezsennym
miastem”. Natomiast oficjalna nazwa Kabukicho wzięła się stąd, że miał tu
powstać w latach 40’ zdaje się, teatr kabuki. Nie zbudowali go jednak, ale
nazwa została.
w drodze do Kabukicho |
Ulica jest na pewno imprezowa. Sporo imprezowo
ubranych osób z bardzo wystylizowanymi włosami kręci się tam, śmieje i
krzyczy. Panuje ogólna wesołość, która również nam się udzieliła. Oczywiście,
co chwila zaczepia przechodniów jakiś przystojny host i zaprasza do środka na
miękką sofę na drinka.
Ogólnie host i hostess club to jest miejsce, do
którego można przyjść, zapłacić sporo kasy i posiedzieć w towarzystwie ładnych
dziewcząt lub chłopców, napić się, pojeść i spędzić miło czas. Nie jest to
jednak prostytucja, chociaż podobno różnie bywa. :)
W drodze powrotnej, około godziny 22:30, trafiliśmy
na metrowy tłok...
1. oczekiwanie na pociąg w kolejce i wsiadanie do niego bez pchania się jak to się dzieje u nas:
1. oczekiwanie na pociąg w kolejce i wsiadanie do niego bez pchania się jak to się dzieje u nas:
2. ścisk w środku:
3. a tego nie widziałam, a
szkoda :D (zdjęcie stąd):
4. droga do mieszkania (przed nami, chociaż nie widać tego na zdjęciu, machały do nas wieżowce Shinjuku):
dziękuję za wypowiedź
all rights reserved :) ®
i kolejny raz zabrałas mnie na chwilę w ten magiczny świat ;)
OdpowiedzUsuńSaxshop zawsze spox ;]
OdpowiedzUsuńWłaśnie teraz piszę o Shinjuku - miejscówki oczywiście dokładnie te same :)
OdpowiedzUsuńShinjuku nigdy się chyba nie znudzi - uwielbiam tamtejszy młyn. Pozdr. Asia
A tak a propos wtyczek - mam oryginalną ładowarkę do aparatowych akumulatorów pasującą właśnie do japońskich/hamerykańskich gniazdek i normalnie w domu muszę zakładać przejściówkę, a w Japonii wreszcie nie musiałam tego robić - la la la...
OdpowiedzUsuń