Podróż w odcinkach: Japonia (3) czyli Wu wsród Wiśni


Po pierwsze update: Narita oficjalnie ma normalne wifi oraz (nie tylko na N.) inne fajerwerki dla obcokrajowców w Japonii -> http://www.japantravelinfo.com/blog/wi-fi-in-japan/

*

W mieszkaniu Brata nie było, bo był w pracy. Pracuje w iście japońskim stylu – długo. A po pracy? Siedzi w bibliotece i się dokształca… codziennie… i w weekendy… i w święta. Podziwiam Go za zapał.

*

OK! Czas coś zjeść.

W drodze ze stacji kupiliśmy sobie kilka onigiri. Lubię onigiri. Onigiri jest zrobione z ryżu, czasami zawiniętego w nori; kształt ma trójkąta lub pulpeta; nadziewane różnymi rzeczami, np. Śliwką, łososiem, tuńczykiem itd.

No to cóż… jedzenie, prysznic, podłączenie się do prądu – takie coś się przydaje, bo w Japonii inne gniazdka:



podłączenie się do wifi, skype… i drzemka. Byłam tak padnięta, że od wyjścia z lotniska nie zrobiłam żadnych zdjęć…

*

Po tych wszystkich zabiegach przywracania się do życia, pod wieczór udaliśmy się na zewnątrz w celu przeprowadzenia konsumpcji czegoś ciepłego no i pierwszego spaceru.
Zostałam porażona nagłym przypływem energii i chęci łażenia, oglądania i zwiedzania z czego Luby zadowolony nie był. Mnie ogarnęło coś w stylu: nie marnujmy czasu! On miał ochotę się najeść i wrócić na futon… Futon to taki materac składany, który na noc się rozkłada  i na nim śpi.

Jednakże nasz plan (Jego pomysł, nie mój buhahaha) na ten wieczór został stworzony jeszcze w domu w Polsce i upierałam się przy jego realizacji… szczególnie, że kolejnego dnia mieliśmy jechać na 3 dni do prefektury Nagano.




Noooo to najpierw jedzonko. W restauracji standardowo podali nam od razu zimną (baaardzo zimną) wodę i menu. Dobrze wiedziałam, co będę jeść…



Moim pierwszym oficjalnym posiłkiem w Japonii było (fanfary!) Tonkatsu. 

tonkatsu ;)


Jest to wieprzowy panierowany kotlet smażony na głębokim tłuszczu. Dostałam go z poszatkowaną kapuchą, zupą z misia (Miso) i sosem. Zupa z misia wg Wikipedii:

Miso-shiru – tradycyjna japońska zupa, spożywana w Japonii praktycznie codziennie jako dodatek do posiłków (również na śniadanie). Sporządzana jest na bazie "dashi" z dodatkiem pasty sojowej zwanej miso oraz wielu innych składników, zależnie od regionu i osobistych upodobań. Szczególnie często dodaje się tofu, ryby oraz wodorosty wakame. Według tradycji japońskiej te dodatkowe składniki zupy powinny odzwierciedlać aktualną porę roku, wykorzystuje się więc sezonowe warzywa i ryby. (źródło)

Ja tam za tą zupą nie przepadam. Dawali, to piłam, ale przeważnie tylko część, a resztę dostawał Luby. ;) Przyjmował to z radością.

Jak się dzieci najadły to pochodziły jeszcze trochę po ulicach aż doszły do stacji metra. Po chwili przyjechał pociąg i zabrał nas do Shinjuku.

Metro miłym głosem kobiecym informuje co chwila, jaka stacja, jaka linia i na jaką się można przesiąść – po japońsku i po angielsku.

Tsugi no teisya eki wa, Shinjuku, Shinjuku desu...
The next station is… Shinjuku, Shinjuku. You can swich your train here for x line, y line and z line…



Nazwy stacji są powtarzane co chwila i są też oczywiście na ścianach wypisane wszystkie kolejne przystanki. Później, bardzo często zdarzało się, że po wejściu do wagonu, jeśli mieliśmy siedzące miejsca, Luby szybko liczył stacje, wbijał mi do głowy nazwę naszej po czym zasypiał, a ja w roli strażnika słuchałam potulnie, co tam metro do mnie mówi.

Tokijczycy w metrze głównie dłubią w smartfonach (często czytają ebooki – podejrzałam lub przeglądają np. facebooka) lub śpią. Czasem czytają coś papierowego lub odrabiają zadania domowe. Oczywiście jak mają z kim to rozmawiają…, ale jednak rzadko zdarza się, że pracownicy jakiejś firmy czy znajomi ze szkoły mieszkają na jednej ulicy czy też w jednej dzielnicy… A skoro jadą sami, to nie rozmawiają… (Nie pamiętam gdzie, ale jakiś czas temu był artykuł, że Japończycy są uzależnieni od telefonów, w ogóle ze sobą nie rozmawiają tylko cały czas patrzą w ekraniki. To bzdura jest.) ;)

Shinjuku ukazało mi się takie:



Naszym celem był budynek Tokyo Metropolitan Government Office (TMG) czyli Ratusz Tokio, z którego można podziwiać panoramę miasta za darmo. Punkt widokowy mieści na czterdziestym drugim piętrze czyli na dwieście drugim metrze. :)
Budynek w dzień wygląda tak:

źródło

A widok tak:

Tokyo Tower
Tokyo Tower widać na środku ;)


Na tym piętrze ratusza są też sklepiki z pamiątkami i kawiarnia. Spędziliśmy tam sporo czasu obserwując ludzi i przylepiając nosy do każdego okna.

W końcu (dochodziła 21:00) zjechaliśmy na dół i ruszyliśmy dalej. Luby wymyślił, że naszym celem będzie Kabukicho w Shinjuku (za chwilę ;P). Po drodze zrobiłam zdjęcie wesołej i wyglądające na zakochaną pary, która trzymała się za ręce i szła tanecznym krokiem. Widać było, że bardzo cieszą się ze spędzanego razem czasu. Słodkie. :)



Nie obył się też nasz spacer bez dwóch przystanków. Pierwszy był w salonie Pachinko. Chciałam zobaczyć – tak... no to Luby zasiadł do gry, a ja obok..., ale po 2 minutach miałam dość: dymu papierosowego, nieprawdopodobnego huku, dzwonienia, stukania, krzyczenia (maszyny gadają), muzyki i migających różnokolorowych światełek. Wytrzymałam 10 min.

Zdjęcia krzywe, bo mi nie kazali robić:

Pachinko



Ostatni punkt programu to wspomniane Kabukicho. Jest to część Shinjuku, w której znajdują się Host Cluby i Hostess Cluby, sex shopy, sex biznes, nocne kluby itd. Część ta nazywana bywa podobno „Bezsennym miastem”. Natomiast oficjalna nazwa Kabukicho wzięła się stąd, że miał tu powstać w latach 40’ zdaje się, teatr kabuki. Nie zbudowali go jednak, ale nazwa została.

w drodze do Kabukicho

Ulica jest na pewno imprezowa. Sporo imprezowo ubranych osób z bardzo wystylizowanymi włosami kręci się tam, śmieje i krzyczy. Panuje ogólna wesołość, która również nam się udzieliła. Oczywiście, co chwila zaczepia przechodniów jakiś przystojny host i zaprasza do środka na miękką sofę na drinka.



Ogólnie host i hostess club to jest miejsce, do którego można przyjść, zapłacić sporo kasy i posiedzieć w towarzystwie ładnych dziewcząt lub chłopców, napić się, pojeść i spędzić miło czas. Nie jest to jednak prostytucja, chociaż podobno różnie bywa. :)


W drodze powrotnej, około godziny 22:30, trafiliśmy na metrowy tłok...

1. oczekiwanie na pociąg w kolejce i wsiadanie do niego bez pchania się jak to się dzieje u nas:




2.  ścisk w środku:


3. a tego nie widziałam, a szkoda :D (zdjęcie stąd):



4. droga do mieszkania (przed nami, chociaż nie widać tego na zdjęciu, machały do nas wieżowce Shinjuku):



dziękuję za wypowiedź

all rights reserved :) ®
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Komentarze

  1. i kolejny raz zabrałas mnie na chwilę w ten magiczny świat ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie teraz piszę o Shinjuku - miejscówki oczywiście dokładnie te same :)
    Shinjuku nigdy się chyba nie znudzi - uwielbiam tamtejszy młyn. Pozdr. Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. A tak a propos wtyczek - mam oryginalną ładowarkę do aparatowych akumulatorów pasującą właśnie do japońskich/hamerykańskich gniazdek i normalnie w domu muszę zakładać przejściówkę, a w Japonii wreszcie nie musiałam tego robić - la la la...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania! <3 (Maniacy gramatyczni, reklamy, czytanie bez zrozumienia i hejty nie są mile widziane. :)