[PODRÓŻE] Japonia 2015 (1): Początek


Każda podróż ma swój początek. Ta rozpoczęła się jeszcze na długo przed faktycznym spakowaniem manatek i ruszeniem w drogę. Ludzie zaczynają swoje podróże z różnym wyprzedzeniem – bardzo długim albo prawie nieistniejącym. No bo np. jeżeli wyjazd jest spontaniczny, w stylu "o matko, jadę za dwa dni, nie dostałam jeszcze urlopu, lecę kupić euro!" to za dużo czasu na szukanie i planowanie nie ma.
Myśmy planowali. Właściwie głównie ja planowałam, bo to przecież ja miałam jechać w (nie takie już bardzo) nieznane. Luby wybierał się do siebie. Do domu.

Ta przed-podróż trwała kilka miesięcy. Wydłużała się m.in. dlatego, że nie do końca wiedzieliśmy czy w ogóle polecimy. Kto czytał moje poprzednie japońskie wspomnienia ten pewnie pamięta, że wtedy zatrzymaliśmy się u Brata Lubego. Tak się jednak składało, że tym razem ów Japończyk był w trakcie zmieniania pracy, domu i życia. Chciał uciec z Tokio. Od tłumu, od ciężkich dojazdów metrem w godzinach szczytu, od nadmiaru wieżowców i samochodów. Zrezygnował z pracy w IBM (!) po tym jak dostał inną w miejscowości niedaleko domu rodzinnego. W Matsumoto.

Między pracą a pracą miał około 1,5 miesiąca wolnego uznał więc, że wybierze się na wycieczkę (na miesiąc). Wahał się trochę czy przeprowadzić się przed czy po wyjeździe. W końcu zdecydował się, że po. Co to oznaczało dla nas? Ano to, że możemy lecieć do Japonii i czeka tam na nas mieszkanie. Yay!

Wybraliśmy tym razem Fin Air’em. Bilety do Azji były akurat tańsze. Nie mogliśmy jednak do końca ustalić dat oraz miejsc wylotu i przylotu więc odkładaliśmy ten zakup tak bardzo, że w końcu musieliśmy zrobić to super szybko, na parę minut przed końcem promocji. Oczywiście wyniknęły z tego problemy, bo karta kredytowa japońska, wpłata do Finlandii z Polski. Różnica czasu duża i pieniądze gdzieś utknęły. Okazało się jednak, że obsługa klienta Fin Air jest bardzo pomocna i problem rozwiązano w ciągu kilku godzin. Trochę później okazało się również, że zaczęła się kolejna promocja… Zrobiłam sobie w Word’zie kalendarz, a w nim zapisałam plan wycieczki. Dokument następnie wylądował na googlowym dysku dzięki czemu Luby też mógł go modyfikować. Rozkład wyjazdu sztywny nie był, bo chcieliśmy się głównie zrelaksować, odpocząć i miło spędzić czas, a nie biegać od punktu do punktu.

Dni do podróży mijały, stres przed lotem rósł (naprawdę nie lubię latać!), rozpoczęło się też kupowanie, pakowanie, itd. (o tym będzie innym razem). Aż w końcu 1.05 Polski Bus zawiózł nas do Stolicy. Muszę tu dodać, że nie działała toaleta. Na szczęście dla mnie to nie był problem (tym razem), ale był dla pana, który nie omieszkał wykrzyczeć do siebie, do kierowców i później jeszcze dwa razy do telefonu, że ma chory pęcherz. Myśmy oczywiście panu współczuli, ale niekoniecznie musieliśmy słuchać jego wyznań: „no ku*wa, ja pier*ole, co za ch*j, bo mi się chce szczać i co ja mam ku*wa zrobić. Przecież ja mam ku*wa pęcherz chory!” I tak 4 razy.

Na Młociny dojechaliśmy przed czasem, co wywołało lekką panikę u niektórych („no jak to, przecież ja muszę zadzwonić, żeby mnie odebrali szybciej!”), a u nas radość. Szybka akcja: bagaże, parasol, papieros (ja nie), kawa (z termosika), maszyna do biletów, rozmowa z pijaczkiem („szefowa!”), BRAK transportu w dół do metra („Oh you must be kidding!”), metro i centrum. Tu była winda. Dalej: tradycyjne zdjęcie pod Pałacem, google maps, przejścia podziemne i spacer. Z bagażami. Długo. Za długo. A chodniki w Stolicy nie są przystosowane dla turystów i ich jeżdżących walizek.


Sprawę hostelu ogarniał Luby. On poszukał, wybrał, zarezerwował. Był też odpowiedzialny za trasę i to ostatnie średnio mu wyszło. No ale było minęło.

Hostel znaleziony na booking.com. [nie, wpis nie jest sponsorowany] Miejsce, które z czystym sercem mogę wam polecić:


Chill Out Hostel
Adres: Poznańska 7/7, 00-680 Warszawa
Telefon: 22 409 98 81


Ładnie, blisko centrum, miła obsługa, swobodnie i dobrze wyposażona kuchnia. :)

.


Kolejnego dnia wstałam wcześnie. Chyba o 5:00. Dzień powitał mnie miłym ciepłem i słońcem. Miła odmiana po ostatnich chmurach i deszczach. Samolot był przed południem, ale ja nie lubię się spieszyć. 




Prysznic, kawa, drobne śniadanie, pakowanie, spacer na przystanek, jazda (autobus 175) i lotnisko. A tu: papieros (nie ja!), kawa, bilety, nadanie walizek, odprawa i spokojne oczekiwanie na otwarcie bramki. Dawno nie byłam na Okęciu. Ładne to nasze lotnisko się zrobiło! A nie widziałam całości, bo nowe części nie były jeszcze otwarte.

W końcu przefrunęliśmy do Helsinek (tu lotnisko nie jest takie przestronne i ładne) i po krótkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą podróż. Fin Air jest fajny. Nie mam zdjęć ze środka…, ale możecie uwierzyć mi na słowo. Co prawda myślałam, że wyjdę z siebie (nie lubię siedzieć długo w jednym pomieszczeniu), ale dało radę…

…i kilka posiłków, drzemkę i dwa filmy później wylądowaliśmy na Naricie.


Spis wszystkich tekstów z Japonii (2013 i 2015) + mapka: KLIK
Spis wszystkich tekstów o Japonii: KLIK

c.d.n.

PS nowe wpisy w prawie każdą środę ;)
PS2 wpisy "zdjęcia tygodnia" co poniedziałek.


Lubisz to?
all rights reserved :) ®

Komentarze

  1. Ja w sumie też dawno nie byłam na Chopina. Cały czas mnie Modlin przyciąga do siebie :) Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie brałam udziału w tak rozbudowanej, skomplikowanej podróży, ani nawet jeszcze nie leciałam samolotem, więc dla mnie to jedno wielkie WOW! Jedynie współczuję takiego towarzystwa w busie, no ale cóż, takich ludzi spotyka się zawsze i wszędzie, jakkolwiek uciążliwe by to nie było. Mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej :)
    TeoriaKobiety.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny wpis :). Chciałbym odnieść się do stylu planowania z pierwszego akapitu. Uważam, że stwierdzenie "prawie nieistniejące wyprzedzenie" bardzo do mnie pasuje... Zdarzało się, że jeszcze na dzień przed podróżą rozważałem gdzie pojechać... Ale bardzo lubię taką spontaniczność :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Pewnie, spontaniczne wyjazdy też są fajne. :) Czasem też mi się zdarzają. :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania! <3 (Maniacy gramatyczni, reklamy, czytanie bez zrozumienia i hejty nie są mile widziane. :)