Wu czyta: Japonia na starej fotografii (1934)



Swego czasu (w sierpniu 2013r.) wygrałam konkurs na zdjęcie z Japonii. 

http://www.japonia-online.pl/contest/8
Po jakimś czasie (miesiącu) przybiegła do mnie nagroda. Nagroda ta to dwujęzyczna (angielski i polski) książka-album wydawnictwa Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej manggha. Przeczytałam, obejrzałam (bardzo wnikliwie), pokazałam temu i owemu i odłożyłam na półkę. Po kilku dniach pomyślałam sobie – ej, napiszę o tym, bo fajna publikacja. Nie wyszło mi. Minęło trochę czasu (ponad 6 miesięcy…) i tak sobie siedzę i patrzę i stoi. Przygląda mi się z wyrzutem.



W 1934 roku, Ze’ev Aleksandrowicz z Krakowa udał się w podróż do Japonii. Była wtedy dużo bardziej egzotyczna dla Europejczyka niż jest teraz. Po latach synowie znaleźli schowane na strychu negatywy z tego wyjazdu. Zdjęcia, mimo, że fotograf był amatorem, okazały się interesujące i postanowiono stworzyć wystawę. Książka, którą dostałam jest albumem z tej wystawy, ale też interesującą pozycją na temat życia Aleksandrowicza. Można znaleźć tu obszerny esej o tym jak jego żydowska rodzina funkcjonowała w Krakowie w czasach wojennych, krótką biografię fotografa, opowieści jego synów, transkrypcję nagrania relacji samego autora o podróży, ciekawą rozprawę o tym jak w czasach wizyty Ze’eva wyglądał Kraj Kwitnącej Wiśni oraz próbę analizy warsztatu fotograficznego Aleksandrowicza. No i najważniejsze – zdjęcia!



Są czarnobiałe. Uchwycono na nich osoby w różnym wieku, pozujące celowo do zdjęcia lub oddane jakiemuś zajęciu. Poza tym: szkoły, świątynie, ulice, widoki. Zdjęcia są fascynujące i ich oglądanie – analizowanie każdego szczegółu, różnic, podobieństw, wyrazów twarzy, elementów stroju, uchwyconych zajęć – wciąga. 

I jak sobie tak przeglądałam album, nieświadomie skupiłam się na twarzy starszego uśmiechniętego mężczyzny (s. 95). I poczułam wydobywający się gdzieś z wnętrza smutek. Uderzyła mnie pewna rzecz – osoby na oglądanych przeze mnie zdjęciach nie żyją. Może nie wszystkie, bo występuje tu sporo dzieci, ale pewnie spora część… Żyli sobie w Japonii, jakiś egzotyczny gajdzin zrobił im zdjęcie i pewnie z czasem o tym zapomnieli, a ja sobie teraz siedzę i patrzę na ich twarze, na to jak żyli. Uwielbiam stare fotografie. Uwielbiam fotografie. Lubię patrzeć na zatrzymane w kadrze chwile.



Album polecam jak najbardziej, jako zapis życia w Japonii lat '30.


dziękuję za wypowiedź

Komentarze

  1. Chętnie bym pooglądała takie cudo. Też bardzo lubię albumy, zwłaszcza ze starymi zdjęciami. Jak byłam mała to często brałam od babci jakieś stare klisze i przez takie specjalne urządzenie je oglądałam. Znikałam na pół dnia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam! :D Mogę analizować dłuuuuuugo ludzi, stroje, przedmioty i w ogóle wszystko. Takie stare klisze też się musiało fajne oglądać. :)

      Usuń
  2. Aby docenić tę książkę, jako pewnego razu ilustrację - polecam Ci piękną opowieść, taką trochę sagę (zupełnie nienudną), która między innymi zahacza o czasy wojny - "Ulica tysiąca kwiatów" Gail Tsukiyama. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sagi nie znam, ale moją książkę-album doceniam jak najbardziej :)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj http://mangghashop.pl/product.php?id_product=38 :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania! <3 (Maniacy gramatyczni, reklamy, czytanie bez zrozumienia i hejty nie są mile widziane. :)