Podróż w odcinkach: Japonia (2) czyli Wu wsród Wiśni


W samolocie była może połowa miejsc zajętych. Ja i Luby siedzieliśmy razem pod oknem na podwójnym siedzeniu. Po kilku godzinach zabrał jednak swoją poduszeczkę i poszedł. Zadekował się gdzieś z tyłu na poczwórnym miejscu, ułożył i usnął. Ja zostałam na podwójnym, położyłam (albo raczej zwinęłam w kłębek – 178 wzrostu) i nie zasnęłam… tak od razu. Za to leżałam, słuchałam jakiegoś audiobooka i obserwowałam samolocik na ekraniku i nadziwić się nie mogłam, że jeszcze tyyyyyle Rosji przed nami.

Spałam może z 2 godziny? 3? Obudziłam się po 6 rano japońskiego czasu (lądowanie o 10:30) i szczerze powiem, że strasznie mi się dłużyło. Niby grałam w gry na ekraniku, rozmawiałam, czytałam, jadłam…, a za oknem tylko chmury. ;)

Jak się pojawił zarys japońskiego brzegu ludzie zaczęli więcej hałasować. Wszyscy się pewnie cieszyli, że już niedługo będzie można wyjść. ;)

tak, wiem, że to zdjęcie już było ;)

Mimo marudzenia, polecam AeroFlot. Nie wiem czy wszyscy mają podobne odczucia, ale ja w sumie leciałam nim cztery razy i nie mogę narzekać. Jedzenie całkiem eatable, siedzenia całkiem wygodne, ekranik, spora toaleta… i cena biletu była ładna. :) Nie narzekam.

Po wylądowaniu sprawa wygląda tak:

1)   nie-tubylcy idą po wizę, tubylcy idą sobie precz (zostałam sama!!!). Nie-tubylcy najwyraźniej są wg japońskiej obsługi uważani za nieogarnięte istoty. Pan biegał miedzy nami, wrzeszczał „stoppu sajnu!! Stopu saaaajnuuuu!!!!” i pokazywał palcem na podłogę (na czerwoną linię). W okienku wizowym Pani rozmowna nie była… zrobiła mi zdjęcie, wzięła odcisk palca, zabrała kartkę z danymi (w samolocie dawali) m.in. adresem zatrzymania, datą odlotu i takie tam. Wkleiła wizę, oddała paszport i poszłam, a za bramką czekał Luby.
2)   Poszliśmy odebrać bagaże. Przyjechały w miarę szybko. I tyle…
3)   Trzeba przejść jeszcze przez kontrolę cłową czy jak to nazwać… pokazuje się karteczkę nr 2 (też dali w samolocie) i tam zapisuje się takie informacje jak: ile wwożę kasy, w jakiej walucie i czy nic nie przemycam no i czy nie mam nic do oclenia. 
4)   Koniec potyczek. Poszło sprawnie.




No cóż… sieć GSM w Japonii nie działa. Przydałby się więc telefon ogarniający UMTS. Ja takiego nie miałam, jak się okazało. Dziękuję panu z T-Mobile za to, że powiedział, że będzie działać. :/ Nie mogłam więc wysłać smsa do Polski z informacją, że dolecielim szczęśliwie. W związku z tym skorzystałam z komputerów, w których dostęp do Internetu jest za 100 yenów (jakieś 3zł z groszami) za 10 min i powysyłałam maile tu i ówdzie (dzięki Tomasz ;).

A oto pierwsze zdjęcie jakie zrobiłam na japońskiej ziemi:



toaleta na lotnisku



Ta toaleta mnie wtedy przerosła. Później już było tylko lepiej (tudzież zabawniej).

Na lotnisku jest kilka stoisk banków, w których wymienić można np. Euro na Yeny. Też trzeba wypełnić druczek – a jak!!! ;) – kto, ile, z jakiej na jaką. Ogółem też idzie sprawnie i jest pan, który mówi po angielsku i jest chętny do pomocy.

Luby sobie jeszcze zapalił w budce do palenia:

budka dla palaczy na lotnisku

Po czym poszliśmy złapać pociąg do Tokio. Przed nami była ponad dwugodzinna podróż – od lotniska do mieszkania Brata. 

Wikipedia mówi, że „Narita Kokusai Kūkō - międzynarodowy port lotniczy Japonii, największy w kraju, położony 65 km od centrum Tokio“. Mi się zdawało, że to było 100 km.., ale może to miało być 100 do mieszkania?

Najpierw się jedzie pociągiem przez wsie i pola  ryżowe. Spokojnie. Pociąg oczywiście gada po japońsku i angielsku – jak wie się na jakiej stacji trzeba wysiąść, to nie można się pomylić ;).

Myśmy się później musieli przesiąść na pociąg-metro i później jeszcze raz. I wtedy właśnie Lubego wzięła cholera… bo on ma taką kartę i jak się przechodzi przez bramki na stacjach to się tym pika i już i później się to doładowuje. No wiadomo o co chodzi – wszędzie tak jest. Natomiast ja miałam bilecik. Bilecik trzeba było kupić w okienku, przepuścić przez bramkę, jechać i po dojechaniu oddać w okienku. W tych okienkach nie zawsze ktoś siedział czyli musieliśmy czekać.

Luby poszedł więc i kupił mi SUICA czyli kartę (1000 yenów – około 34 zł płatne jako depozyt. Oddają później. Mi nie oddali, ale o tym na końcu całej opowieści ;). I od tego czasu też sobie mogłam pikać. Bramka (nie wszystkie bramki) pokazuje ile na karcie jeszcze jest, a komputerki do doładowywania są wszędzie i mają też angielskie menu więc luz-blus.

moja Suica :)

Teraz 3 słowa o pierwszym wrażeniu. Joanna Bator napisała niedawno artykuł dla National Geografic, w którym mówi (mówi też, że bilet kosztuje ok 3000 zł – a ja kupiłam za 2000 więc można? Można! J):

Zapomnijmy o europejskich ideałach piękna, a tym bardziej o orientalnych fantazjach z Hollywood. Otwórzmy zmysły na inność. Tokio to doświadczenie z innej planety.


No cóż. Ja się z tym zdaniem nie zgadzam. Tokio to nie jest inna planeta tylko normalne miasto… Japonia to nie jest inna planeta – to normalny kraj. Każdy kraj jest inny kulturowo – jeden mniej drugi bardziej. Nie ma w tym nic niezwykłego.

Ja Tokio polubiłam od razu. Czuję się dobrze w dużych miastach i teraz też tak było. Po zapamiętaniu paru zasad (stajemy na ruchomych schodach po lewej, bo prawa jest dla spóźnionych – biegnących; nie pchamy się tylko stoimy w kolejce) czułam się tam zupełnie swobodnie. ;)


W końcu po trzech przesiadkach dotarliśmy do naszej stacji – Kotakemukaihara (odkryłam, że pamiętam tą nazwę dopiero w samolocie do Moskwy…) i po 15 minutach marszu byliśmy w mieszkaniu.

c.d.n.



Wu wśród Wiśni: 12345678910111213



 
dziękuję za wypowiedź

all rights reserved :) ®
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na Naricie... nie było wifi ;) może chwilowo, a może już nie będzie.
      Luby lata przeważnie, za około 2 tys. i nie słyszałam, żeby 3 tys. to była klasyczna cena... każdy podaje inaczej. ;) Ja tylko mówię, że można znacznie taniej tylko trzeba poszukać. ;D

      Wspomnę o suica jak będę pisała o odlocie, bo to było na lotnisku. ;) powiem tylko, że powód był dość banalny... ale nic to.., bo ja tej karty mam zamiar używać in the future. ;)

      zaspokoiłam Twoją ciekawość, co do jakości usług AF? :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ile osob tyle opinii pewnie. ;) Mi pasowalo. Wygodnie byl, lecial bardzo spokojnie, jedzie calkiem spoko..

      "suica"?? po japonsku to arbuz? :D

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. juz sie nie moge doczekac kolejnych notek o Japonii, bardzo mi sie podoba twoj styl pisania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się bardzo i zapraszam! :) ja sobie Twój blog juz zaobserwowałam też i będę wpadać.

      Usuń
  3. bardzo miło się Ciebie czyta, zostaje na dłużej i czekam na kolejne wpisy! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. 1) 10 minut zbierałam się z podłogi po "pierwszym zdjęciu na japońskiej ziemi" xD
    2) Czyli... Tokio podobne trochę do europejskich klimatów wielkich miast? Tak to rozumieć? Można?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1) :D
      2) Jeśli porównywać, to zabudowa jest inna (w Tokio nie ma kamienic ;), organizacja jest trochę inna i ludzie się trochę inaczej zachowują... no ale to wiadomo - każde miasto ma swój rytm i każdy kraj ma swoją kulturę.. dla mnie to jest trochę na zasadzie "miasto to miasto". :P Jednak przez wygląd Tokio sprawia może wrażenie bardziej.. nie wiem... nowoczesnego może. W Europie, stolice wyglądają (dla mnie) bardziej hmm historycznie, statecznie (nie wartościuję) i za to też je lubię. Chyba zamotałam :D

      Usuń
  5. Też leciałam prywatnie na Naritę Aeroflotem, bo to zdecydowanie najtańsza opcja (jeśli nie znajdzie się jakiejś świetnej promocji).

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do samolotów, jak się rezerwuje dużo wcześniej to warto poszukać na stronkach linii lotniczych. My z Menżem znaleźliśym za 2.400 w 2 strony od osoby z Qatar Airways - wylot z Berlina z przesiadką w Doha. Lot i obsługa - mimo w miarę niskiej ceny - najwyższa klasa. Co ciekawe oferta była na stronie przewoźnika ale na stronach pośredników już nie. Sprawdzaliśmy przed rezerwacją kilkakrotnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba szukać wszędzie. :) Luby ostatnio leciał tak samo jak napisałaś z tą różnicą, że z Warszawy. :) Ja ostatnio widziałam oferty w obie strony za 1800. Można znaleźć coś fajnego.

      Usuń

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania! <3 (Maniacy gramatyczni, reklamy, czytanie bez zrozumienia i hejty nie są mile widziane. :)